JOSEPHINE COSTANCE DELENAY
Urodzona 11 lipca tysiąc dziewięćset dziewiędziesiątego czwartego roku w Londynie.
Uczennica klasy IV tutejszego liceum. Była przyjaciółka zamordowanej.
Częsty gość w szpitalu, mająca za sobą nieudaną próbę samobójczą.Córeczka radnego i kobiety z depresją. Ofiara domowej przemocy.
Uczennica klasy IV tutejszego liceum. Była przyjaciółka zamordowanej.
Częsty gość w szpitalu, mająca za sobą nieudaną próbę samobójczą.Córeczka radnego i kobiety z depresją. Ofiara domowej przemocy.
Josie, moja mała, słodka Josie. To Ciebie zawsze najbardziej lubiłam wiesz? Od zawsze. Taka słodka i niewinna, czasami strach było na Ciebie patrzeć, człowiek bał, że rozpadniesz się na drobne kawałeczki. Rodziłaś się, na moich oczach, rozkwitałaś. Byłam z Ciebie dumna jak własna matka z dziecka. Z początku taka niewinna i grzeczna, cnotka, zakonnica w ukryciu, dobre dzieciątko z niepokalanego poczęcia. Ale zawsze Cię lubiłam, jako jedyna, z nich wszystkich byłaś prawdziwa. Moja porcelanowa laleczka.
Umarłam. Dawno temu padłam na kolana, zdeptana, obdarta i brudna. Umarłam, a dusza ulotniła się ze mnie powoli, boleśnie rozdarta. A wszystko działo się tak nie spodziewanie, że nawet me imię cisnące Ci się na usta, nie zdołało wydostać się na zewnątrz. Zmniejszona do rozmiarów wirusa, nic nie znacząca, grzeczna dziewczynka, pochowana żywcem sześć metrów pod ziemią. Umarłam, gdy tylko odeszłaś, gdy głucha cisza odpowiadała na nasze nawoływania.
Czy ty naprawdę istniałaś? Czy kiedykolwiek szeptałaś prawdę, obdzierając mnie ze skóry? Czy to wszystko mi się śniło, a potem minęło, prysnęło jak bańka mydlana? Czy ma chora wyobraźnia zgubiła mnie znowu? Doprowadziła do ślepego zaułka, kazała krzyczeć, wierzgać i gryźć wargi do krwi? Czy to tylko mi się zdawało? Czy to tylko była gra, której reguł nigdy nie poznałam? Zapomniałam, minęło, upłynęło, przesypało się przez palce jak piasek, ziarenko po ziarenku, powstała dziura, ogromna, ciemna, pusta, przerażająca. Upadłam, naiwna i głupia, ślepa kochanka głupca, chora psychicznie, zagubiona istota, biegająca za białym królikiem w niebieskim ubranku, wariatka. Wymyśliłam sobie koniec świata, wybuch nastąpił, niestety wciąż oddychałam. Cii. Nie pytaj. To długa historia, zwykła, nużąca, powtarzalna, oglądana tysiące razy na kinowych ekranach.Wiedz, że byłam, żyłam, istniałam, marzyłam, w dziwny sposób cierpiałam. Masochistka z powołania, czerwona stróżka przecinająca bladą, kruchą skórę, słona kropla spływająca po popękanych wargach. Blond kosmyki wijące się niesfornie, niebieskie oczy ukrywające się pod wachlarzem długich, gęstych rzęs, uśmiech, smutny, niewyraźny, nieobecny błąkający się po twarzy, przeciągniętej delikatnymi rysami. Chodzące metr siedemdziesiąt prawdziwego nieszczęścia.Z każdą sekundą coraz bardziej wymykająca Ci się z rąk, rozkładająca się na twych oczach, milcząca, choć jednocześnie nawołująca pomocy. Błagająca, gryząca swe dłonie do krwi, zgubiona w korytarzach dantejskiego piekła, twoja największa życiowa porażka. Jak to się stało? Jak się zaczęło, nim wijąc się z bólu krzyknęłam? Co stanowiło początek, aby wreszcie zniknąć niespodziewanie i cicho, nim zdążyłam uchylić powieki i wygiąć swe wargi w uśmiechu? Minął rok, miesiąc, a może to było wczoraj? Nim znalazłam się na kolanach, nim podarłam sukienkę, nim pozwoliłam białej tkaninie pokryć się szkarłatem, nim zaczerpnęłam ostatniego haustu powietrza, nim nauczyłam się, że tak naprawdę nie ma szczęśliwego zakończenia, nim krzyknęłam błagalnie, gdy nadzieja ulotniła się z nas powoli, a ty wciąż nie wracałaś.
Kiedyś. Bywałam ostrożna, dobierałam rozsądnie słowa, bojąc się, że Cię zranię. Twierdziłaś, że jestem krucha, że konkurować mogę z najdroższą chińską porcelaną, ocierałaś mi krew spływającą z kącików ust i przytulałaś mocno do siebie, za każdym razem jak wpadałam w panikę. Wiedziałaś, że nigdy nie byłam szczęśliwa, ofiara domowej przemocy, z pamiątkami na ciele pozostawionymi przez ojca. Muskałaś je kiedyś palcami i zapewniałaś, wmawiałaś, że dzięki temu kochasz mnie jeszcze bardziej. Czy ty w ogóle istniałaś? Czy istniałyśmy my wszystkie? Czy może tylko to sobie wymyśliłam, chcąc pierwszy raz w życiu poczuć się szczęśliwa. Wykreowałam, stworzyłam, narysowałam na wyrwanej niedbale, pożółkłej kartce papieru. Od zawsze cholernie kreatywna, cholernie wścibska i cholernie uparta. Miałam swoje humorki, dzielnie jednak znosiłaś me wrzaski, krzyki i groźby, czasami śmiejąc się z tego wszystkiego. Bo jako jedyna z nas wszystkich nie kryłam tego, że w głowie mam zamęt. A poza tym? Dostosowywałam się zawsze. Przytakiwałam ochoczo na każdą twą propozycję, znosiłam w milczeniu te wszystkie pełne politowania uśmiechy twoich znajomych. Oni nie rozumieli, dziwili się Tobie i mi, zastanawiali się jakim cudem jeszcze żyłam, kiedy opuściłam swą norę, kiedy wybiegłam spod miotły, kiedy się pojawiłam?
Josephine! Josie, ona nie żyje rozumiesz?! Umarła, zniknęła, jej nie ma, nie wróci! Rozumiesz co do Ciebie mówię? Josephine spójrz na mnie do cholery! Czego się śmiejesz?! Oszalałaś, naprawdę oszalałaś! Nie pieprzę Josie, znaleźli jej ciało i nie każ mi spierdalać!
Dzisiaj. Zmartwychwstałam, powoli się wydostałam, wykopałam na zewnątrz, głodna, spragniona sprawiedliwości, dobra dziewczynka, niczyja córeczka, osoba bez serca. Co się ze mną stało? Kiedy zboczyłam z drogi, przez którą wraz z tobą tak dzielnie kroczyłam? Kim się stałam, zagryzając swe wargi do krwi i przejmując od Ciebie pewne zachowania. Jakbyś żyła we mnie, nieco mniej odważna, rozważna, ciekawska. Nagle przejrzałam na oczy, obudziłam się chyba, rozwiązałam język, zaczęłam mówić zbyt wiele. Już o nic nie pytałam, nie przejmowałam się niczym, straciłam przecież już wszystko. Byłabyś ze mnie dumna widząc jak wiele się nauczyłam. Jestem nową dziewczyną. Szczerą, złośliwą, brutalną niekiedy lecz dla bliskich wciąż tak samo niewinną. Maski, które nosiłaś idealnie pasują na mnie. A to wszystko teraz jest takie łatwe, banalne, cholernie przejrzyste.
Widziałeś ją? Josephine, kim ona się stała? Pomyślałbyś? Stała się nagle cholernie..Wyraźna. Nie ukrywa się już za nikim, nagle odważna, możliwe, że wyzywająca, nawet bardzo. Pamiętasz Halloween? Tak, to ta sama ubrana w kostium króliczka z playboya, jakby zapomniała, że zawsze zakładała habit zakonnicy.
Nie jestem normalna. Stoję przed lustrem, zupełnie naga. Przechylam lekko głowę, rozchylam pełne wargi, opuszkami palców muskam jedną, podłużna bliznę na biodrze. Przymykam oczy, lazurowe, intensywnie niebieskie, długie rzęsy łaskoczą me policzki, rumienie się lekko, nieprzyzwoicie. Kulę się w sobie, zwijam w kłębek i gryzę swe usta, długie paznokcie wbijam w delikatną skórę. Nie płaczę, już dawno tego nie robię, dorosłam. Nauczyłam się rozróżniać dobro od zła, prawdę o fałszu, potrafię uszczypnąć się i wrócić z marzeń do rzeczywistości. Minęło wiele czasu, wiele sekund, tysiące ziarenek piasku przesypało się w klepsydrze. Nie otaczam się już bańkami mydlanymi, nie wierzę i nie modlę się o lepsze jutro. Wsuwam dłoń w burzę poplątanych, blond kosmyków, końcówki łaskoczą mnie w twarz. Wreszcie wstaje, podchodzę do szafy i nasuwam na kościste, chude ciało sukienkę, krótką, wyzywającą. Czy mówiłam już jak bardzo polubiłam prowokowanie? Jak bardzo nie jestem już grzeczna? Jak bardzo chciałabym byś była dumna z tego jak dzielnie zmartwychwstałam i połatałam postrzępione ciało i serce. Jesteś dumna prawda? Zawsze byłaś.
________________
uf. jest. Karta przerobiona na potrzeby tego bloga, jest na innych ale tam jakoś się nie przyjęła, zresztą tak jak i ja. Josie nie gryzie, nie chciałam jednak zdradzać zbyt wiele. Mam nadzieje, że tu pozostanę na dłużej. Twarzy użyczyła Amber Heard.Aktualizowane 26.08 o godzinie 17.20
[To ja jeszcze szybko poproszę wątek :3 Obydwie były przyjaciółkami Berenice więc mamy punkt zaczepienia i coś co pozwoli nam stworzyć powiązanie. ]
OdpowiedzUsuń[Ja też chcę wąteczek :3 Jak podrzucisz pomysł, to chętnie zacznę. :)]
OdpowiedzUsuńAnthony&Noemi
[Z góry przepraszam za moją niekompetencję, użyłam tego rozpoczęcia już dwukrotnie, ale za każdym razem trochę je przerobiłam aby wpasować się w daną sytuację. Mam nadzieję, że wybaczysz mój brak weny twórczej. Jeśli rozpoczęcie nie przypadnie ci do gustu to krzycz, naskrobie coś innego. Jakieś pomysły co obecnych relacji między dziewczynami?]
OdpowiedzUsuńChłodny wiatr smagał ją w twarz, lekko rozwiewał jej włosy, szarpiąc za uszytą z cienkiego materiału marynarkę. Liście dębów wirowały wśród rzędów granitowych nagrobków, a gałęzie drzew gięły się od podmuchów wiatru. Scarlett marzły ręce i wargi, policzki drętwiały z zimna, ale dzielnie stawiała czoło wichurze. Stała przed wykopanym grobem Berenice Haggerty. Tak przynajmniej wywnioskowała po wygrawerowanej na płycie grobowej parafce którą podpisywała się nie żyjąca już dziewczyna. Nagle poczuła jakby ktoś ją obserwował, rozglądnęła się dookoła, lecz na cmentarzu panowała pustka, wyglądało na to, że była sama. Jak się tu znalazła? Nagle z przemyśleń wyrwał ją dotyk chłodnych dłoni zaciskających się na jej szyi. Krajobraz natychmiast się zmienił. Była teraz na szkolnej stołówce z setką par oczu wlepioną w jej osobę, była tam jej świętej pamięci matka oraz niedoszła narzeczona ojca, zastępcza matka fanatyczka, która karała ją za każde najmniejsze wykorczenie, wielodzietna prostytutka która przygarnęła ją pod swoje skrzydła oraz setka dzieciaków ze szkoły. Dopiero teraz zauważyła znajomą twarz dziewczyny, która zrobiła z jej nastoletniego życia piekło. Berenice. Zaciskała dłonie na jej szyi podczas gdy na jej ustach malował się chytry uśmieszek, obok jasnowłosej pojawił się ojciec Scarlett, który odezwał się zdeformowanym głosem. "Skończ to kochanie, dalej Scar." Sytuacja przekręciła się o trzysta osiemdziesiąt stopni, teraz to Gallagher zaciskała dłonie na szyi Berenice, która z przerażeniem wpatrywała się w blonydnkę, nie próbowała się wyrywać, nie miała już siły. Scarlett mimowolnie zerknęła na swoją matkę, która przecząco pokręciła głową w odpowiedzi na niewypowiedziane przez jasnowłosą pytanie. "Opamiętaj się. To nie byłaś ty." Usłyszała, lecz to tylko wzocniło jej chęć pozbawienia życia Haggerty. Nagle Berenice wyjęła nóż zza pleców i wbiła go w brzuch Scarlett po czym wyszeptała jej wprost do ucha. "Jesteś żałosna Gallagher. Zawsze byłaś i będziesz. Patologiczna, tłusta kretynko." Jasnowłosa przebudziła się, w jej oczach zalśniły łzy. To tylko sen. To tylko sen. Powtarzała sobie w kółko w głowie. To już nie pierwszy raz kiedy zdarzyło się jej przysnąć na zajęciach. Powodem tego były zarwane nocki przez te cholerne koszmary. Dopiero teraz zauważyła, że dwie dziewczyny z ławki obok przyglądają się jej, chichocząc i wymieniając, zakładała, że podłe komentarze na jej temat. -Na co się gapicie kretynki? Lepiej zajmijcie się zwalczaniem tych paskudnych trądzików z twarzy.- Uśmieszki z twarzyczek dziewczyn momentalnie zbladły, za to cała klasa wybuchła śmiechem. Nauczyciel nie był pocieszony niestosownym zachowaniem jasnowłosej, dostała karteczkę z którą miała natychmiast zgłosić się do dyrektora. Chwyciła za kawałek papieru i wyszła. Oczywiście nie zamierzała iść do dyrektora, nie była przecież głupia i w ogóle jej nie zależało na wysłuchiwaniu nużących reprymend mężczyzny. Zamiast tego skierowała się do łazienki gdzie przemyła twarz wodą, zerknęła w lustro podczas gdy powróciła myślami do koszmaru. Nagle zaczęła szlochać niekontrolowanie, wyjęła z torby piersiówkę z zawartością mocnego trunku i pociągnęła z niej większego łyka. Przysiadła na podłodze, plecami opierając się o ścianę. Wnet do łazienki weszła Josephine, jasnowłosa nie zawracała sobie głowy ścieraniem łez z twarzy przecież i tak byłoby jasne, że płakała, świadczyły o tym opuchnięte i zaczerwienione oczy. -No proszę, wierna towarzyszka Berenice. O, excusez-moi, była towarzyszka.- Powiedziała beznamiętnie i pociągnęła kolejnego łyka z piersiówki. -Zdrówko.-
[To ja coś wymyślę, tylko powiedz mi z kim chcesz wątek: Noemi czy Tony?]
OdpowiedzUsuńT&N.
[Chcieć wątek <3 Tylko ma panienka jakieś pomysły, życzenia, propozycje? :D]
OdpowiedzUsuńLeanne
[Ok. to teraz powiązanko z Tonym. Proponuję.. żeby tak: Josie była kiedyś Tonym, lecz zerwali, bo często się kłócili i oboje na tym źle wychodzili. Potem T. zaczął być z Berenice, co osłabiło i zepsuło kontakty T. i J. bo w końcu to jej przyjaciółka, a on z nią był. Teraz jednak ona nie żyje i mogą ponownie ię do siebie zalecać, aczkolwiek nie jest dla nikogo z nich to łatwe, bo pamiętają o Berenice, którą kochali i szanowali. huh? mogę wymyślić coś innego. ]
OdpowiedzUsuńTony
[Ej, w sumie mam pomysł! Skoro Josie to masochistka, a Lea jest zUa i lubi pieprzyć innym życie to może udawałaby teraz przyjaciółkę twojej blondynki i namawiała do cięcia się, upijania i innych złych rzeczy? :D]
OdpowiedzUsuńLeanne
[Dobra, wymyślę coś, ale wolisz z Villemo czy z Mattiasem?]
OdpowiedzUsuńVillemo i Mattias
Kim właściwie była dla mnie Josie? Uroczą, słodką dziewczyną do wykorzystywania czy może dojrzałą kobietą, którą kochałem? Obydwie opcje mają coś w sobie z prawdy, aczkolwiek ta druga bardziej odzwierciedla to, co do niej czułem. BYliśmy razem i było nam dobrze będąc w związku, przynajmniej tak sądziłem ja. Nie wiem co odczuwała jasnowłosa, właściwie zazwyczaj jej o to nie pytałem. Po prostu byliśmy. Wszystko jednak się rozsypało, rozpłysnęło jak bańka mydlana i mijało wiele tygodi aż postanowiłem się pozbierać oraz poznać kogoś nowego. Ową nową dziewczyną okazała się być już martwa Berenice. Początkowo, nie wiedziałem, że ona i Josie się przyjaźnią. Dopiero później panienka Huggerty oznajmiła mi to. Teraz już nie wiem co się dzieje.. Berenice nie żyje, a Josie.. No właśnie. Co z Josie? Jest sobie pewnie w swoim mieszkaniu i popija herbatę lub robi całkowicie coś innego. Ostatnio dużo o niej myślę i nie jest mi z tym do końca dobrze. Przyjaźniły się, a ja, głupi, chcę naprawić to, co było między mną a blondynką. Sam nie wiem już co robić, po prostu czuję to. Czuję, że znów ją chcę.
OdpowiedzUsuńT.
[Obojętnie, ale proponuję Mattiasa, bo coś mniej osób go lubi :) Ale nie wiem czy dziś wpadnę na coś więcej poza tym, że mógłby ją przesłuchiwać, bo w końcu była przyjaciółką zamordowanej. O, albo też możemy stworzyć coś, że skoro jest ona jedną z przyjaciółek, które prowadzą swoje śledztwo, to będzie chciała dowiedzieć się od Matt'a czegoś nowego, co policja już wie, ale one nie mają o tym pojęcia.]
OdpowiedzUsuńMattias
[No cóż, on by się nie pogniewał, ale za dobrze zna ten styl, w końcu jego kochana siostrzyczka postępuje tak z każdymi. Ale Josie próbować może, najwyżej po wszystkim Mattias sprzeda jej fałszywe informacje, coby nie było, że poświęciła się na darmo ^^]
OdpowiedzUsuńMattias
Wydawało się, że reakcja jasnowłosej będzie bardziej przewidywalna, po Scarlett każdy spodziewałby się, że skoczy dziewczynie do gardła i każe jej odwołać wszystkie jadowite słowa, ale nie, jasnowłosa wybuchła dźwięcznym śmiechem po czym zagwizdała. -No proszę, Berenice jednak zostawiła cząstkę siebie i swojego podłego charakterku. Byłaby z Ciebie dumna, Josephine.- Powiedziała oczywistym i strasznie przesłodzonym tonem po czym prychnęła niekontrolowanie. Owszem, gdy większość miasta pogrążyła się w rozpaczy kiedy złota dziewczyna Berenice zaginęła jasnowłosa była bezapelacyjnie wniebowzięta i miała do tego prawo. Po tym wszystkim przez co przeprowadziła ją blondynka, Scarlett cieszyła się, że być może już nigdy nie usłyszy podłych słów padających z ust jakże perfekcyjnej Haggerty. Do tej pory nie wiedziała dlaczego blondynka obrała ją za cel prześladowań przecież nigdy jej nic nie zrobiła. Nagle ogarnęła ją niepohamowana złość. Ten jasnowłosy klon śmiał się do niej odzywać w ten sposób? Była ślepo zaparzona w tą swoją Berenice, nawet nie zdając sobie sprawy, że większość uczniów cierpiała przez tą podłą istotę. -Ja nigdy nie byłam święta, Delenay. I twoja przyjaciółeczka też nie. Mam pieprzone prawo aby mówić co tylko zechce po tym jak Berenice zrobiła z mojego życia piekło! I nie patrz na mnie tymi swoimi przepełnionymi gniewem oczyma. Ja jej nie zabiłam. Nie masz pojęcia jak to jest być wyśmiewaną przez wszystkich uczniów tylko na skinienie palca Haggerty, nie twierdze jednak, że zasłużyła na śmierć.- Wypuściła powietrze z płuc ze świstem. Sama nie wiedziała skąd się wziął ten słowotok, wzięła większego łyka schłodzonej cieszy i rzuciła piersiówkę dziewczynie po czym oparła głowę o ścianę, wpatrując się w sufit.
OdpowiedzUsuńKochani rodzice dawno wyrzucili mnie ze swojego lokum z powodu problemów jakie niby sprawiałem. Dobra, nie byłem ułożony ani też idealny, aczkolwiek przecież nikt nie jest. A to, że oni nawzajem siebie zdradzali, to ich interes. Ja tylko zrobiłem im wielką awantruę o to, bo chciałem, na prawdę chciałem, aby nadal byli razem. A wiecie co jest najelpsze? Nadal zdradzają się w najlepsze i zyją pod jednym dach, po prostu jedna, wielka ironia losu. Ja więc szukałem jakiegoś mieszkania, nawet pokoju na wynajęcie. Tak ciągle tułałem się po domach znajomcyh albo spałem w budynku, gdzie odpracowywałem prace społeczne, często zdarzało mi się też zasnąć na uczelni, w akademiku. Swoją drogą, czemu właśnie tym razem tam nie poszedłem?
OdpowiedzUsuńSobota. Spotkanie z rodzicami. Jak zwykle w ten dzień (raz w miesiącu) spotykamy się wmoim byłym, ciepłym domu na rodzinną pogadankę. Matka i ojciec oczekują ode mnie przeprosin i tylko dlatego zapraszają mnie do siebie na obiad czy kolację. W głębi duszy myślę, że chcą aby wrócił, ale ich niedoczekanie, nie mam zaiaru przepraszać. Westchnąłem, pokonując kolejne schody na klatce. Jeszcze jedno piętro.
Wtem zauważyłem ją. Cudowną, blondwłosą piękność. Josephine Delenay, swoją byłą. Westchnąłem ponownie, tym razem bezgłośni. Co zrobić? Wyglądała dość.. dziwnie. Chyba płakała, lecz nie jestem tego pewny. W ręku trzymała butelkę z trunkiem, którą raz po raz popijała. Jej stan był opłakany, ot co. Nie myśląc więcej, siadłem obok niej na klatce schodowej i z jej ręki wziąłem butelkę. Co za dużo, to nie zdrowo. A ja też w końcu chciałem.
- Co za spotkanie.
T.
Dlaczego ją opuściłem? Potrzebowała mnie. Zawsze wyglądała, jakby pragnęła mojego ciepła i czułości, a ja po prostu ją opuściłem. I do kogo poszedłem? Do Berenice, kochanej przyjaciółeczki. Ale, do diaska, skąd mogłem wiedzieć, że ufają sobie, powierzają tajemnice, sekreciki. Nie miałem pojęcia o ich przyjaźni. Do czasu, kiedy to Huggerty mówiła o niezwykłej przyjaciółce Josie. To był już pierwszy znak ostrzegawczy, ale oczywiście, jak to ja, pomyślałem, iż wiele osób w Fairfax może mieć tak na imię. Bo niby czemu nie? Takie ładne i w ogóle. Dopiero na imperezie wszystko się zmieniło, gdy B. mi ją przedstawiła. Znaliśmy się..
OdpowiedzUsuń- Troszkę minęlo, Josie. - rzekłem, otulając ją w między czasie ramieniem. Lubiłem, gdy się do mnie przytulała. Jako jednyna nie była traktowana przeze mnie jak zabawka. Przynajmniej starałem się, aby tak nie było. Mogła zawsze, ale to zawsze, nawet kiedy byłem z Berenice, przyjśc do mnie, przytulić się czy nawet, jak jeszcze mieszkałem z rodzicami, zatrzymać na noc. - Lepiej mi powiedz, co Cię tu przywiało?
T.
Wypowiedziane przez dziewczynę słowa bolały i choć jasnowłosa nie przyznałaby tego na głos to jadowity i po części niesłuszny monolog dziewczyny w pewnym sensie złamał ją od środka. Najgorsze w tym wszystkim było to, że mniejsza choć równie istotna część słów blondynki była bolesną prawdą. Czuła jak cała złość, która zbierała się w niej przez lata miała zaraz eksplodować. Jasnowłosa nie zamierzała ściskać tych negatywnych uczuć aby zatruwały ją od środka dlatego pozwoliła aby cała prawda w postaci desperackiego monologu wydostała się z jej ust. Wstała i stanęła twarzą w twarz z dziewczyną. -Zachowujesz się jakby pieprzona Haggerty była wcieleniem dobra, może jej zbudujesz ołtarzyk, co? Tak, nie jestem święta i zrobiłam rzeczy z których nie jestem dumna, ale gdyby twoja przyjaciółeczka z premedytacją nie próbowała zrujnować mojego życia, najprawdopodobniej sprawy potoczyłyby się inaczej. To ona stworzyła moją reputację poprzez cholerne plotki, nie mam zielonego pojęcia dlaczego się jej trzymałam, być może choć raz chciałam być zauważona, nie spychana po kątach i wyzwana od tłustych frajerek. Więc nawet nie próbuj robić ze mnie tej złej, otwórz oczy dziewczyno. Może i wydaje Ci się, że każdy był zrozpaczony jej zaginięciem, ale to sterta pieprzonych kłamstw. Wiesz, dzień przed jej zniknięciem zaprosiła mnie do siebie, powiedziała, że chcę pojednania. A ja głupia uwierzyłam, poszłam do niej, a ona wyciągnęła moją kartotekę ze szkoły i zagroziła, że jeśli nie usunę się w cień to porozkleja ją po szkole. Być może dlatego jestem podejrzana o to cholerne morderstwo. Przez moment nawet myślałam aby się jej przypodobać, ale to nic nie dało, byłam tak głupia. Ty akurat miałaś to szczęście, że z łaski swojej zrobiła z ciebie swoją przyjaciółkę. Reszta była dla niej potencjalnymi ofiarami które mogła poniżać aby sobie poprawić dzień. Ja nie oczkuję żadnych cholernych poddanych. Chcę po prostu być zauważona i szanowana. Czy to aż tak dużo?- Jasnowłosa dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przez ten wybuch złości i przeklęty słowotok postawiła się w niezręcznej sytuacji. Zsunęła się plecami po ścianie i znów przysiadła na podłodze. Musiała ochłonąć, wcale nie zamierzała wykłócać się z dziewczyną, wiedziała, że i tak będzie zacięcie bronić swojej Berenice, która skutecznie wpływała na ludzi nawet po swojej śmierci. Westchnęła niekontrolowanie. -Masz rację, ja też przepraszam.- Usłyszawszy dalszą część jej wypowiedzi, pokręciła głową z niedowierzaniem.
OdpowiedzUsuń-Naprawdę masz o mnie takie zdanie? Że wszystkich dookoła nienawidzę? Ja cię nawet nie znam. To co powiedziałaś nie było najprzyjemniejsze do wysłuchania, ale każdy ma prawo do swojego zdania.- Przyznała i oparła głowę o ścianę po czym wzięła od dziewczyny swoją piersiówkę i upiła porządnego łyka.
Spojrzałem na butelkę, dzisiejszą przyjaciółkę jasnowłosej. Pokręciłem od razu głową, stawiając trunek koło siebie, ale na taką odległość, by dziewczyna nie mogłaby jej wziąć. Moje zielonkawe tęczówki utkwiły w blondynce, lustrując ją uważnie. Nic, a nic się nie zmieniła od ostatniego razu. Wciąż była ładną, jasnowłosą kobietką o przenikliwym wzroku. Mimo że ona ani ja się zbytnio nie zmieniliśmy, to zmieniła się sytuacja. Berenice już nie było. Nie było naszej kochanej panienki Huggerty. Ona gnije ileś tam stópd pod ziemią, a my w najlepsze, jak gdyby nigdy nic, się przytulamy. Och, Tony, pomyślałem w dodatku karcąć się w duchu. Nie możesz tak żyć; z dnia na dzień, co rusz znajdując sobie nowe kobiety. Muszę uszanować Berenice, muszę uszanować pamięć o zmarłej.
OdpowiedzUsuń- Tony, Co. TY. Tutaj. Robisz?! - warknął mężczyzna, który jakby zmaterializwował się przed nami. Własciwie, to wyszedł niepostrzeżenie ze swojego mieszknia i na nas dziwnie spoglądał. Jego wzrok padł na butelkę whiskey, a ja od razu skrzwyiłem się, wiedząc co zaraz powie. - PIJESZ! - wrzsnął, biorąc w między czasie butelkę do ręki, po czym roztrzaskał ją o podłoże. Świetnie, teraz się zacznie zabawa. - Nie przychodź tu! Nigdy! Matka i ja charujemy na Ciebie, a Ty to przepijasz! Wynoś się! I to już.
Tak.. Tatuś zawsze miał wejście..
T.
Pan Craig zawsze miał wejście smoka. Josie kojarzył, wiedział, że z nią byłem, ale nie wiedział jak u nas to było. Czy ją lubił czy nie, nie mieszałem się do tego. Nie obchodziło mnie wtedy nawet co o naszym związku myśli, bo po co mi jego opinia?
OdpowiedzUsuń- Ty.. ty podła ladacznico! - warknął do Josie. Nie wytrzymałem. Szybkim ruchem wstałem i podszedłem do ojca, po czym wymierzyłem mu siarczysty strzał pięścią w policzek, a potem w brzuch. Ach, te emocje. Zawsze mnie ponoszą w niewłaściwej chwili. Nie podobało mi się, jak zwrócił się do mojej osoby, nie przypadło mi też do gustu, że wszystko to, co robił oraz mówił było przy panience Delenay. Nie czekając więcej kopnąłem go w krocze z kolana. Tyle mu wystarczy. I tak wniesie sprawę do sądu, wiedziałem to. Aczkolwiek nie będzie nazywał jasnowłosej takimi epitetami, o nie, nie. Nie dam jej tak naywać ani poniżać mnie.
Widząc, że dziewczyna wstaje i zamierza udać się do wyjścia z klatki, zrobiłem to samo. Chwiała się. Alkohol widocznie nieźle uderzył dziewczynie do głowy. Sam nie wiem czy dałaby radę zejść w tych wielkich szpilkach. Nie pytając o pozwolenie, bez zbędnych słów, złapałem ją przy udach i w tali, po czym podniosłem. No cóż, poniosę ją. Gdziekolwiek.
Wtem wpadłem na pomysł. Jak już wspomniałem, od czasu do czasu mieszkałem w budynku, gdzie odpracowywałem dla społeczności. Nieźle się tam urządziłem; w wielkiej sali stała kanapa, a w mniejszym pomieszczeniu duże łóżko. Kuchnia również była ładna oraz duża, lodówka zapełniona. Wszystko po prostu jakby było moje. W powietrzu zawsze unosił się świeży zapach róż. Właśnie tam zaniosę dziewczynę. Albo napijemy się razem, i to więcej, albo.. albo dam jej spokój i poczekam aż odpocznie. Zresztą, pożyjemy, zobaczymy. Dzewczyna w końcu moze będzie chciała wybrać coś innego, albo zgozi się na jedną z opcji. Wybór pozostawię jej.
T.
Co prawda, to prawda; nie miałem pojęcia co dzieje się u Josephine, jak jej się dotychczas żyło i jak mają się jej rodzice. Byłem zbyt zajęty opiekowaniem się słodką Berenice, studiami z medycyny oraz.. swoją chorobą. Przez to wszystko zaniedbałem wiele znajomości, tą z Josie również, co bardzo żałowałem.
OdpowiedzUsuńNajgorsza była choroba, rak płuc. Sam sobie jestem winny, jestem nałogowym palaczem, a co gorsza - nadal palę i nie potrafię przestać. Rodzina się martwi, ale nie jakoś specjalnie. Dobra, szczerze mówiąc mają to w dupie. Jetem w końcu tylko problemem. A kłopoty trzeba likwidować, raz a porządnie. Westchnąłem bezgłośnie, aby jasnowłosa nie pomyślała, że mi ciężko.
- Ciii, Josie. Ciii. - mruknąłem jej prosto do ucha z wyczuwalną troską w głosie. Wiecie co jest najgorsze? Mianowicie to, że straciłem nadzieję. Nie chcę się leczyć, bo i tak to nic nie da. Umrę. Wszyszy kiedyś umrzemy, ale mi dane jest zdechnąć wcześniej. W męczrniach, okropnych męczarniach. I żadne lekarstwa, pigułeczki, syropki, zastrzygi nie pomogą. Muszę się z tym pogodzić. Kiedyś się pożegnam z przyjaciółmi i znajomymi, a rodzinę sobie odpuszczę. To, co mam zostawię komuś. I umrę. Może wtedy coś się zmieni, może wtedy będzie dobrze. Znakomitą stroną śmierci jest, to, że będą mieć o jednego mniej podejrzanego. Co lepsze, nie będą wiedzieć czy byłem tym mordercą czy nie. A niech to wszystko szlag!
T.
Pytanie jasnowłosej zabrzęczło mi w uszach. Takie tabu; nigdy przecież o tym nie rozmawialiśmy. Unikaliśmy tego tematu jak ognia. A teraz? Teraz kochana Josie jest pod wpływem zbawiennego alkoholu i potrafi poruszyć każdy temat. Szczerze mówiąc, bylo mi to na rękę, gdyż dano chciałem z nią o tym otwarcie porozmawiać.
OdpowiedzUsuń- Tęsknię i brakuje mi Ciebie. - odpowiedziałem po chwili zamyślenia. Moje myśli pędziły i skupiały się na jej osobie. Co teraz będzie? Czy powinienem również spytać o jej odczucia? Josie, moja niegdyś, słodka Josie. Westchnąłem ponownie, przymykając na chwilę oczy. Pamiętam każdy dzień spędzony razem z blondynką; nasze wzloty i upadki. Chwile radosne, jak i smutne.
- Było cudownie. - szepnąłem, pokonując kolejną uliczkę. Pominąłem jej komentarz o klatce schodowej oraz o tym, że powinienem jej puścić. Przecież i tak wie, że zrobię swoje. Nie puszczę jej, bo się mi jeszcze przewróci i zrobi krzywdę. I co wtedy? Jeszcze chwilka i będziemy na miejscu.
T.
Bam! I wspomnienia wróciły. Nasza pierwsza randka; najlepsze wspomnienie jakie mam. Przyszedłem do domu Josephine w środku nocy i zabrałem ją pół-przytomną nad tutejsze, mało uczęszczane jezioro. Gwiazdy przecudownie okalały granatowe niebo, rozświetlały je. Księżyc idealnie wpasował się w romantyczną sytuacją, oświetlając nasze sylwetki i rzucając cień na wodę. Wszystko wydawało się być takie porste w tamte dni. Potem zaczęliśmy się sprzeczać, nie raz codziennie i o poważne sprawy, czasem błahe (ale ich było mniej).
OdpowiedzUsuńPrzęłknąłem głośno ślinę przypominając sobie całą sytuację przed kilku miesięcy. Josie, Josie, Josie.. Jakbyś wiedziała jak za Tobą tęsknię. Ale.. Mnie nie wolno. Berenice nie żyje. Nie powinienem się z nikim na razie wiązać dopóki, dopóty nie minie trochę czasu. Trzeba się pozbierać, ogarnąć kołoczące się myśli. Oczywiście, nigdy o niej nie zapomnę, takiej opcji nie ma. Zawsze gdzieś będzie ukryta w moim sercu, będę o niej pamiętać.
- Czasami było też źle. - odpowiedziałem, słysząc jej słowa. Powoli skręciłem w lewo i naszym oczom ukazał się duży budynek. Jesteśmy na miejscu. Kopnąłem lekko drzwi, a one się otworzyły. W pomieszczeniu pachniało różami i było przeraźliwie ciemno. Nie zamierzałem jednak zapalać światła, gdyż dziewczyna wcześniej wspomniała, że tego nie chce. Nie chce, abym ja dzisiaj oglądał. Sam zastanawiałem się czemu, ale nie zamierzałem narazie pytać. Przyjdzie jeszcze na to czas. Podszedłem do kanapuy i usadowiłem na niej blondynkę.
- No to jesteśmy.
T.
[Tak, jest cudownie :)]
W tych egipskich ciemnościach widziałem jedynie zarys postaci blodnynki, ie musiała się więc martwić, że zobaczę ją w takim stanie. W pewny momencie wstałem i podszedłem do kuchni. - Napijesz się? - zawołałem z pomieszczenia nieco oddalonego od głownego pokoju, który stał się moim tymczasowym lokum. Josephine nic nie wie. Nikt nic nie wie, że nie mieszkam już z rodzicami. Nikomu pod tym względem nie mogę zaufać, bo nie wiem jacy będą, prawda? Westchnąłem ciężko, zerkając do lodówki. Dla siebie wyjąłem Coca-colę i czekałem na odpowiedź dziewczyny.
OdpowiedzUsuńZawsze się nią tak opiekowałem; jak byla chora, albo smutna. Często jak wracała z imprez ją odprowadzałem. Była jednyną osobą, która znała moją drugą twarz, tą dobrą. Jedynie Josephine była kimś wyjątkoym przy kim całkowicie byłem sobą, taki swobody i wolny. Brakuje mi tego. Bardzo.
T.
Wyciągnałem od razu drugą szklankę i wlałem colę do tej również. Whiskey? Miałem, aczkolwiek podanie dziewczynie alkoholu byłoby tragicznym pomysłem, zapewne pogorszyłoby jej, już opłakany, stan. Nie wiadomo też jakby to się skończyło; przecież nie patrzyłbym beczynnie jak pije, chętnie bym się dołączył.
OdpowiedzUsuńPosłusznie podreptałem do włącznika światła i je włączyłem. Zanim jednak spojrzałem na blondynkę wziąłem do rąk szklanki, po czym położyłem je na stoliku. I wtem mój wzork padł na jasnowłosą. Kto.. Kto to jej zrobił?! Przez chwilę targały mną emocje. Chciałem wiedzieć co się stało oraz kto wyrządził jej taką krzywdę. Jednakże nie pytałem, nie mówiłem nic, po prostu podszedłem do niej i swoim umięśnionym ramieniem objąłem ją. Mogła się teraz wypłakać jeśli chciała, albo wyżalić. Cokolwiek by poczuła się lepiej.
- Daj mi sekundkę i się przy okazji połóż. Proszę. - powiedziałem zbyt grzecznie jak dla mnie. Ale czegóż nie zrobiłbym dla Josephine? Zniknąłem na parę sekund w sporych rozmiarach łazience, by zaraz wrócić z letnią wodą w miseczce i chusteczkami. Owe naczynie umieściłem na stoliczku, a chusteczkę zamoczyłem. Gdy panienka Delenay się położyła, zanurzyłem chusteczkę w wodzie.
- Zamknij oczy. - poleciłem. Chusteczka nasiąknęła wodą, a ja delikatnie przemyłem jej twarz, wycierając rozmazany makijaż, a w dodatku pielęgnując jej obolałą twarz.
T.
Delikatnie obmywałem rany dziewczyny, nie chcąc jej bardziej skaleczyć. Teraz może być pewna, że otoczę ją szczególną troską oraz opieką. Nie dam jej więcej skrzwydzic, o nie. Westchnąłem opłukując chusteczkę w wodzie. Gdy jej oczy spoczęły na mnie, wbiłem tęczówki w jej wzrok. Niegdyś wesoły wzrok ustąpił smutnemu wyrazowi oczu. Co się działo w jej życiu i czy mogę jej pomóc? Bardzo chciałem to wiedzieć.
OdpowiedzUsuń- Nie muszę, ale chcę. - odpowiedziałem, po czym odlożyłem chusteczkę na bok. Mimo licznych ran nadal wyglądała dla mnie pięknie. Jej usta, oczy, włosy i nawet sylwetka. Wszystko było idealne i na swoim miejscu; tak jak być powinno zawsze. "Nic wielkiego", ja już dam oprawcy Josie 'nic wielkiego'. Gdybym tylko go spotał, albo ją, nie pozbierałby się. To ma pewne.
- Nadal jesteś idealna. - powiedziawszy to przeczesałem lekko jej jasne włosy, po czym spróbowałem wydobyć na twarz delikatny uśmiech. chciałem ją pocieszyć, powiedzieć, iż będzie dobrze, aczkolwiek sam nie wiedziałem czy tak właściwe będzie. Nie miałem pojęcia. Po chwili położyłem się obok dziewczyny na kanapie, uprzednio ją rozkładają, jednak tak by dziewczynie nic się nie stało. I się udało. Leżałem teraz tuż obok jasnowłosej, lustrując ją bacznie wzrokiem, a każdą jej ranę, nawet tą najdrobniejszą, delikatnie oraz z czułością gładziłem opuszkiem palca.
T.
Zmarszczyłem lekko brwi przyglądając się jej w skupieniu. Coś mi tu nie grało, coś było nie tak. Dotknąłem ręki blondwłosej dziewczyny i palcem przesunąłem po jej delikatnej skórze, aby dodać jej otuchy. Chcę jej pomóc za wszelką cenę, choćby nawet mnie miałoby się coś stać. Nie obchodzi mnie moje dobro, tylko Josie. Będę się o nią troszczył jak o.. Berenice. Nie. Wyjdź z głowy siło nieczysta, nie chcę o niej teraz myśleć i psuć tym taką ładną chwilę.
OdpowiedzUsuń- Co ma znaczyć "bywało gorzej"? - zapytałem, starannie dobierając słowa. Wzrokiem lustrowałem jej lekko obitą twarzyczkę. Tylko idiota mógłby uderzyć taką drobniutką, kruchą istotkę jaką yła panienka Delenay. Osobiście nigdy nie podniósłbym ręki na kobietę, nigdy!
- Nie będę naciskał, Josie. Nigdy nie wypytywałem natrętnie czy jest coś u Ciebie źle. Bałem się, że zbyjesz mnie dziwną odpowiedzią i nie zamierzam pytać i teraz. Jednak gdybyś chciała się otworzyć, zmilkę i Cię posłucham. - rzekłem, przymykając na chwilę oczy. Czy to się już kiedyś zdarzyło? Czy ktoś już kiedyś uderzył Josephine? Dopiero teraz skojarzyłem, że dziewczyna czasami miała siniaki i liczne ślady po uderzeniach, aczkolweik zawsze odpowiedź była ta sama: "nic się nie stało".
T.
Jasnowłosa oparła głowę o ścianę, w jej głowie przemykało tysiące przemyśleń. Doskonale wiedziała, że to co mówiła dziewczyna było prawdą, co prawda bolesną, ale kto powiedział, że prawda składa się z samych optymistycznych spostrzeżeń? Scarlett nie spodziewała się, że dziewczyna po części przyzna jej rację co do podłej natury zamordowanej, bądź co bądź dotychczas nie dała powiedzieć o niej złego słowa, ale podobnie jak towarzyszka Haggerty nie poznała się na negatywnej stronie Berenice, tak Scarlett nie udało się poznać pozytywnej strony dziewczyny, która sprawiła, że jasnowłosa zwątpiła w siebie. Usłyszawszy wypowiedź jak i zarówno pytanie dziewczyny, westchnęła przeciągle. Mogła ją zbyć zwykłym komentarzem, ale wcale nie chciała. Ona zaczęła wątpić w to, że może ukrywać prawdę, rujnującą ją od środka. Ślepo wpatrując się w sufit, zaczęła swój monolog. -Może i masz po części rację, ale nie ograniczyło się na jednej niewłaściwej osobie. Być może jestem taką suką...- Pokręciła głową, podziwiając swoją szczerość po czym roześmiała się krótko. -Ze względu na to, że spotkałam na swoje drodze mnóstwo osób, które chciały mnie pogrążyć przez co zapragnęłam odpłacić się światu tym samym.- Wzięła porządnego łyka schłodzonej cieczy, w pewnym momencie poczuła uderzenie gorąca spowodowane alkoholem buzującym w jej żyłach wraz z krwią. Zerknęła na dziewczynę i zlustrowała ją od stóp po czubek głowy. -Dlaczego pytasz? Nie, raczej nie. Choć przyznam, że czuję, że każdy miał swój udział w tym, że obecnie zachowuję się jak totalna suka względem reszty szkoły. Kiedy Berenice wyśmiewała się ze mnie na stołówce i zdesperowanym wzrokiem szukałam pomocy po ludziach każdy uczeń odwracał wzrok. W końcu każdy uważał, że to nie jego problem. Początkowo czułam się zraniona, ale nauczyłam się, że mogę liczyć wyłącznie na siebie.
OdpowiedzUsuńJej słowa przeszywały mnie, były straszne i okrutne. W mojej głowie nadal było pytanie "kto to zrobił?". Zacisnąłem mocno powieki, aby przyswoić to, co dziewczyna właśnie mi opowiedziała. Jedyny człowiek, który mógł to zrobić i przychodził mi na myśl to ojciec dziewczyny. Nigdy nie był miło nastawiony do świata, swojej rodziny a nawet do mnie. Często jak u nich byłem, albo mruczał jakieś obelgi pod nosem lub po prostu zamykał się winnym pokoju i wszystko miał w poszanowaniu. Co zrobić taki typ. Nie sądziłem jednak, że jest zdolny do takich czynności; że potrafiłby podnieść rękę na swoją ukochaną córkę, skrzydzwić ją okropnie.
OdpowiedzUsuń- Rozumiem. - odpowiedziałem. Tak, niezbyt miła i przyjemna odpowiedź, ale cóż miałem jej powiedzieć? "Jest mi przykro?". Owszem, jest i to bardzo. - Powiedz kto to zrobił. - poprosiłem, próbując się uśmiechnąć i dodać jej owym gestem otuchy.
Czemu byłem tak ślepy? Dlaczego wcześniej nie zauważyłem, że coś jest nie tak? Idiota ze mnie, ot co. Idiota zapatrzony w siebie. Egoista.
T.
Kiedy dziewczyna powiedziała, że prawdopodobnie domyślam się kto jest jej oprawcą, zrozumiałem, że mam rację. Oczywiście, nie będę się dodatkowo i jakoś specjalnie mieszał w ich rodzinne sprawy, dopóki dziewczyna mnie oto nie poprosi bądź jeśli stanie się jeszcze coś gorszego. Tak nie może być, ot co! Kto normlanyt podnosi rękę na kobietę? Nikt, a nikt.
OdpowiedzUsuń- Nie idź. - powiedziałem od razu, kiedy nieco się podniosła. Moja ręka od razu odnalazła dłoń dziewczyny i delikatnie ją ścisnąłem. Nie puszczę jej do tego domu wariatów, gdzie krzywdzą ją. O nie, nie ma takiej opcji, by dziś tam wróciła. W dodatku w takim stanie.. Procenty nadal były w krwi jasnowłosej, nie dałbym jej wracać samej, a w dodatku nie chcę by już szła. Co by się stało gdyby ojciec widział by ją taką? Czy on w ogóle wie do jakiego stanu ją doprowadza? Westchnąłem ciężko, wpatrujac się w jasne tęczówki blondynki. Była teraz jedną z najważniejszych osób jakie miałem, nie mogę, ot tak pozwolić na bezkarne krzywdzenie tej istotki.
- Nie powinnaś iść. - poprawiłem się. Zmieniłem pozycję na siedzącą, by mógł dokładnie się jej przyjrzeć. - Zostańmy tutaj, rano Cię odprowadzę.
T.
Czy tylko jej życie było tak popaprane? Zapewne nie. Sam jestem żywym przykładem, bo kto by pomyślał, że taki ukochany syneczek swoim rodziców wylądował na ulicy i w dodatku nic, a nic o tym nie mówi. Nikt nie jest świadomy jak trudno jest żyć z dnia na dzień, nie wiedząc co się może zdarzyć. Przecież mogą mnie wykopać, po prostu wyrzucić z tego miejsca i kazać nigdy tu nie wracać niż na odpracowywanie. Ale widocznie dziewczyna mimo, że miała dach nad głową, to nie mogła swojego miejsca zamieszkania nazwać domem. Ojca despota, nie potrafiący się opanować. Nie dziwię się, że jest jej tak ciężko. A co na to wszystko matka? Czy ona widzi i nic nie robi? A może mężczyzna robi ej krzywdę, gdy matka nie patrzy? Tyle pytań cisnęło mi się na usta, lecz nie mogłem ich zadać. Nie chciałem psuć humoru jasnowłosej, nie chciałem ranić ją.
OdpowiedzUsuń- Josie.. dla mnie nadal jesteś cudowna. I walić to, co pomyślą inni. Oni nic nie znaczą, ważne jakie Ty masz zdanie o sobie. - rzekłem, wpatrując się w nią swoimi zielonkawymi oczętami. Opuszkiem palca gładziłem delikatną nawierzchnię dłoni dziewczyny. Niech się nie martwi, ja przy niej będę.
T.
- Możesz mieć najgorsze zdanie o sobie na jakie Cię stać, ale nic, nic nie zmieni mojego zdania względem Ciebie. - rzekłem, poprawiając jej niesforny blond kosmyk i zaczesując go za ucho jasnowłosej.
OdpowiedzUsuńZabawić? Cóż za myśli kłębiły się w głowie blondwłosej piękności? I o co dokładnie jej chodziło? Jej słowa zabrzamiały dwuznacznie, ale może to za sprawą alkoholu w jej krwi. Kto wie, można się tylko domyślać. W między czasie zmieniłem pozycję, znów na lezącą, głową obracając się w stronęJosie, by móc na nią patrzeć. Oczami lustrowałem ją całkowicie, jakby chcąc zapamiętać każdy szczegół jej twarzyczki; poczyniając od cudownych oczu oraz blond włosów, kończąc na pełnych bladorózowych ustach. Dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo tęskniłem za jej widokiem, uśmiechem, a nawet delikatnym dotykiem.
- Co masz namyśli, kochana? - zapytałem po chwili przemyśleń. W końcu osoba pod wpływem może mieć dwojakie pomysły, które trudno zrozumieć. Zaraz.. a może i ja powinienem nieco wprowadzić trunku do krwiobiegu?
T.
Nie wiem czy to jest dobry pomysł, czy nie. Ale mnie, chama i wrednego chłopaka, co to obchodzi? Nic, a nic. Jeśli jest okazaja, aby się napić, korzystam z niej i biorę co najlepsze. Skinąłem więc tylk ogłową, zgadzając się na owy pomysł i wstałem. Pierwsze co zrobiłem, to poszedłem do kuchni i wyciągnąłem z lodówki przeróżne trunki. Następnie, wziąłem kolejne szklanki i wszystko, jakoś dając sobie radę, przyniosłem do dziewczyny i postawiłem na nieco już zapchanym stoliczku.
OdpowiedzUsuńAch, ta miska z wodą nam tu tylko przeszkadzała. Ponownie ruszyłem swoje cztery litery, biorąc po drodze miskę i poszedłem do lazienki. Wyjąłem wcześniej chusteczki, wyrzuciłem ją, a zawartość naczynia wylałem do toalety. Gdy już wszystko uporządkowałem, mogłem nareszcie usiąść koło Josephine i się nią zająć.
- Z butelki czy kieliszków? - zapytałem jasnowłosej, spoglądając to na nią to na trunek i stojące obok kieliszki.
- A co do naszych "zabaw". Może być pytanie i wyzwanie, chociaż z wymysłami zadań czy tych pytań to u mnie słabo. Nie jestem takkreatywny jak Ty.
T.
[Jakieś pomysły na wątasa? Bo ja z chęcią z kimś popiszę <3]
OdpowiedzUsuńPoker były zbyt łatwy, bo umiałem w niego grać, a pamietałem, że dziewczy6na najlepszą nie była. Czemu więc mam ją wykorzystać? Wystarczy, że zrobię to w "pytanie i wyzwanie".
OdpowiedzUsuńA więc wyzwanie Josie?, pomyślałem. Na moją twarzyczkę od razu wpełznąć cwany uśmieszek, który rozświetlił moją dość pobladłą twarzyczkę. Swoją drogą miała taki odcień z powodu wspomnianej już choroby. Wykańczałem się, ot co. Ale to nawet dobrze. O jednego idioty mniej na świecie wszystkim zrobi dobrze, czyż nie? Ludzie sobie odpoczną, a potem będą żyć długo i szczęśliwe (w Weronie? Haha, dobre sobie!) w przeklętym Fairfax. Tak, przeklętym, bo tutaj normalnie żyć się nie da. Ciągle coś dziwnego się dzieje. Przestępstwa są tu na porządku dziennym i nikt się ich nie dziwi. Dzwine.
- Poproszę o mały striptiz. - rzekłem, wyszczerzając bialutkie ząbki w cwanym uśmieszku. Czas, aby słodki Tony trochę się "oziębił".
T.
[Hem, hem, hem... Może Faye pojedzie do szpitala po jakieś swoje dokumenty, i okaże się ze jest tam Josie? Oczywiście chodzi mi o psychiatryk. A potem jakoś już pójdzie...]
OdpowiedzUsuńCały show bardzo przypadł mi do gustu i nieco, no dobra "nieco bardzo", rozpalił we mnie pożądanie do jasnowłosej. Gdy ta siadała na moich kolanach, westchnąłem bezgłośnie pod nosem i wpatrywałem się wnią swoimi zielonymi oczami, lustrując przy tym każdy fragment jej idealnego, ładnego ciałka. Jej pytanie zabrzęczało mi w uszach. Co wybrać? Pytanie byłbyo by zbyt łatwe, a wyzwanie nieco ryzykowne. A co tam, ma się jedno życie!
OdpowiedzUsuń- Wyzwanie. - wymruczałem wprost do jej ucha po chwili zamyślenia. Na moich ustach nadal widniał zadziorny uśmieszek. O tak, słodki może i teraz byłem, ale tajemniczy również. Przecież nie mogę wciąż być grzecznym chłopcem, to zniszczyłoby mi moją nienaganną, czyli złą, jaką zawsze chciałem, reputację. Taki badass ze mnie z wrażliwszą stroną. I pokazuję ją tylko niektórym; narazie tylko Josephine.
T.
Osz fak. Tyle mogę powiedzieć na pomysł Josephine, bo aż mnie zamurowało, a jednocześnie zdziwiło. Dobra, wyzwanie było dobre i nieźle wkurzy mojego ojca, ale co mnie to obchodzi? Oni zrobili mi taki wybryk, wyrzucając mnie z domu oraz dzisiaj, mój piekielny tatusiek, nie wziął mnie do siebie na rodzinny obiad, w co prawdę mówiąc chciałem wkopać też Josie, a wręcz wyrzucił. Co więc szkodziło go nastraszyć? NIC. Nic a nic.
OdpowiedzUsuń- Dobrze. - powiedziawszy to, wyjąłem z kieszeni telefon i wykręcilem numer do ojca. Trzy sygnały. Cztery. I w końcu odebrał. Ty gówniarzu, śmiesz do nas dzwonić? , wykrzyknął przez telefon, a ja się tylko uśmiechnąłem. Show must go on, co nie?
-Tato. Muszę wam coś powiedzieć. Wybaczcie, że tak przez telefon, ale razem z Josephine chciałem wam to powiedzieć na obiedzie, a Ty nas wyrzuciłeś - tu westchnąłem, by całej sprawie dodać dramaturgi. - Będziecie mieć wnuka.
Ojca zamurowało. Nie odezwał się. Słyszałem tylko jego przyspieszony oddech, a potm zaniepokojy głos matki. I wtem jej powiedział. Ojciec się wkurzył, a matka.. ucieszyła. Po wszystkim rozłączył. Do diaska, i co teraz będzie?
- "Oficjalnie" zostałaś matką mojego dziecka, którego nie mamy. No, narazie nie mamy. - rzekłem, po czym parsknąłem śmiechem. No to się rodzice zdziwią i wkurzą jak im wszystko po kolei wyjaśnię. Albo nie.. Po co? Będzie zabawniej.
T.
[Ja zacznę skoro czekać miałabym aż pół godziny xd]
OdpowiedzUsuńKolejna wycieczka w to ponure miejsce. Tamci ludzie nie zdają sobie sprawy z tego że nie chcę ich już odwiedzać. Zbyt wiele tam dni przeczekałam, żeby wrócić do domu. Zbyt wiele nacierpiałam się, słuchając jakieś tysiąc razy dziennie że Berenice nie żyje. To przez nią tam trafiłam, ale to moja psychika nie wytrzymała. Nie dała rady. Ja nie dałam rady. Dzisiaj mam odebrać papiery. Wszyscy mają nadzieję że nie wrócę już tam. Mają nadzieję. Ja miałam nadzieję że zapomnę o Berenice i już wiem że jest to nieosiągalne. Wiem to dzięki samej sobie a nie tej hordzie lekarzy, mierzących mi tętno kiedy mówię o niej. Siedzę w holu gdzie kiedyś czekałam aż tam wejdę i nie wyjdę przez wiele dni. Złe wspomnienia mieszają mi słowa. Dokumenty. To jest teraz najważniejsze. Zaczynam się denerwować. Nikt nie przychodzi. Nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi.
[Dwójka niedoszłych samobójców :D]
OdpowiedzUsuńOjciec ewidentnie na to zasłużuł, w tym jasnowłosa miała rację. A matka.. no cóż, rozczaruje się wiedząc, że nie będzie jednak miała wnuka. Tak pewne znów, z litości, przygarnęłaby mnie do siebie. Przewróciłem teatralnie oczyma, słysząc, że dziewczyna tym razem wybrała pytanie. Ach, no to teraz mózgu wysil się i wymyśl coś kreatywnego. Ale nie. Jak na złość nic nie przychodziło mi do głowy. Idiota, pomyślałem.
OdpowiedzUsuń- Czy żałujesz, że się rozstaliśmy? - zapytałem zanim pomyślałem, czy te pytanie jest dobre i czy nie zranito dziewczyny. Raz kozi śmierć. Siedziałem więc jak na szpilach, czekając na jej reakcję.
T.
[Może jedno nakryje drugiego? Flynn lubi sobie robić krzywdę, może Josie przyuwazy w jakimś ciemnym miejscu. Nie wiem, po napisaniu tej krótkiej karty (która zajęła mi więcej, niż wszystkie inne - dłuższe), jestem wyprana z pomysłów :c]
OdpowiedzUsuń[To ja poczekam, bo dziś już na pewno nic sensownego nie wypocę :c]
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mam się cieszyć z tej odpowiedzi czy nie. Sam żałowałem, że to się skończyło. Byłem głupi, obydwoje byliśmy. Kiedy dziewczyna zeszła z moich kolan pomyślałem, że pytanie ją urazilo. Przeklinalem się więc w myślach, karcilem za to. Widząc jej nogi na swoich nie wiedziałem już o co chodzi. To pytanie było właściwe czy nie? Piękne, dlugie nogi.. Aż żal byłoby nie patrzeć. Moje teczowki automatycznie zlustrowaly tą partię ciała dziewczyny. Ręką delikatnie przejechałem po jej nogach, od uda do lydek. Idealne.
OdpowiedzUsuńT.
[Przepraszam, że tak krótko, ale jestem na telefonie. :) ]
Westchnąłem głęboko. Wszystko docierało do mnie jakby w zwolnionym tempie. Co ja mam teraz zrobić? Też żałuję. Czy mam jej to powiedzieć i czy w ogóle powinienem? Przecież Berenice byłaby zła na mnie, gdyby żyła. Właśnie, gdyby żyła. A ona gnije w ziemi, przewraca się, zdycha.
OdpowiedzUsuń- Codziennie za Tobą tęskniłem. - powiedziałem, przyglając się jej z uwagą. Rękami nadal masowałem subtelnie jej zgrabne, długie nogi. Niegdyś byłby to początek naszej zabawy, a teraz. A teraz sam nie wiem do czego dążę, co oczekuję. Wszystko wydaje się być takie trudne i skomplikowane, nie wiem jak to ułożyć jedną całość.
- Nie pytam o to, dlaczego zrobiłaś sobie krzywdę. Nie pytam co Cię do tego zmusiło, bo sam nie wiem czy chcę wiedzieć. Boję się Twojej odpowiedzi, ot co. Ogólnie czuję się dziwnie rozmawiając o takich rzeczach, dawno tego nie robiliśmy, ale z drugiej strony potrzebuję tego. Potrzebuję i Ciebie, Josie.
T.
Cóż, gdyby Berenice w ogóle wiedziała, że byliśmy ze sobą, na pewno by się ze mną nie wiązała. Jestem pewny, że pomogłaby mi albo Josie walczyć o nasz związek. Mimo wielu wad jakie B. posiadała, to zawsze była troskliwa i opiekuńcza względem swoich przyjaciół. Aczkolwiek tak wszystko felernie się potoczyło, że po prostu Huggerty za bardzo się do mnie zbliżyła. Wytłumacznie, że "tak jakoś wyszło" jest tutaj o dupę rozbić, bo jej nie powiedziałem nigdy o Josephine. Także jest to moja wina, ale Joss też nie jest bez winy. Również nie pisnęła słówkiem o naszym związku przyjaciółce. Sami jesteśmy sobie winny, ot co. I teraz musimy ponieść konsekwencje tych czynów.
OdpowiedzUsuń- Jeśli będzie okazja to jeszcze zapytam. - wymruczałem, nie przestawając dotykać jej nóg. Po chwili jednak przestałem na moment, by wziąć butelkę do ręki i wypić większość jej zawartości. Od razu poczułem falę gorąca uderzającą we mnie. Och, jak ja to uwielbiałem. Swoją dłonią dotykałem teraz jej talii. Boże, jak ona mnie pociagała!
- A na co masz ochotę?
T.
Rękami gładziłem jej plecy, od czasu do czasu przejeżdżając palcem wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. I pomyśleć, że niegdyś była cała moja. Mogliśmy tak siedzieć, patrzeć sobie w oczy i.. robić inne rzeczy, ciekawe rzeczy. Rękom dotknąłem pośladówk jasnowłosej, gładząc je przy tym. Moje zielone oczęta zaś lustrowały twarzyczkęJosephine, chcąc zapamietać każdy jej szczegół. Zawsze miała takie cudowne pełne usta. Patrząc na nie pragnałem je ucałować, choć tak na chwilę musnąć lub złożyć na nich przelotny pocałunek. Przygryzłem lekko wargę, słucvhając co mówi blondynka.
OdpowiedzUsuńWszystko, tak?
- Pocałuj mnie. - odpowiedziałem, przeczesując w między czasie jej gęste jasne włosy. Niesforne kosmyki włosów ciągle wchodziły na śliczną twarzyczkę dziewczyny, co dodawało jej tylko uroku.
T.
Odwzajemniłem pocałunek, na początku był on powolny i pełny czułości, ale później zmieniał się w bardziej namiętny. Tak bardzo za tym tęskniłem, tak bardzo tego pragnąłem. Oplotłem ją swoimi ramionami nieco mocniej, tak aby mi nie uciekła. Nie chciałem przecież, aby teraz wstała i wyszła. Trzymając ją lekko za pośladki podnioslem się z nią na rękach, po czym położyłem na dużej kanapie. Tak było o wiele wygodniej i.. seksowniej. Rękoma pieściłem jej drobne, idealne ciałko. Podniecała mnie. Tak bardzo mnie rozpalała, że i ja sam pragnąłem sprawić by poczuła się jak ja. Całowałem więc ją zachłanniej i z czułością, którą niegdyś się obdarowaliśmy.
OdpowiedzUsuńT.